"Dziedzictwo ognia" Sarah J. Maas


org. Heir of Fire
seria: Szklany Tron (#3)
wyd. Uroboros

Po przeczytaniu Korony w mroku nie mogłam się doczekać aż na naszym rodzimym rynku pojawi się trzeci tom Szklanego tronu. Dziedzictwo ognia w końcu się pojawiło, ale ja niestety mogłam się za nie zabrać dopiero pod koniec grudnia. Zresztą pomyślałam sobie, że ten miesiąc i święta to będzie idealne książkowe zakończeniu roku 2015 i zaczęłam ją czytać, ale nie udało mi się jej skończyć ani w grudniu, ani w styczniu, ani nawet w lutym. Przełomowym miesiącem okazał się marzec, gdy w końcu skończyłam czytać tę część.

Celaena Sarthothien opuszcza królestwo, aby wypełnić zadanie dane przez króla Adarlanu, a tak naprawdę chce znaleźć informacje, które pomogą jej pokonać okrutnego władcę. Dlatego też musi nauczyć się panować na mocą, którą posiada i zaczyna ćwiczyć pod okiem Rowana, podwładnego Maeve, władczyni Doranelle, która ma odpowiedzi na nurtujące Celaene pytania.
Moje oczekiwania wobec Dziedzictwa ognia były ogromne, ponieważ dwie poprzednie części mnie w sobie rozkochały, pochłonęłam je praktycznie jednym tchem, dobra wiem przez pewne wydarzenie w Koronie w mroku, musiałam na kilka dni odłożyć tę książkę, to jednak nie miałam problemów, aby wciągnąć się w te części, a z tą miałam spory problem.

Ok, pierwsze pięćdziesiąt a może nawet sto stron, czytało mi się bardzo przyjemnie i aż trzęsłam się z ciekawości, jakie sytuacje spotkają bohaterów, tym bardziej że Celaena opuściła dwór, a Dorian stara się odnaleźć w nowej sytuacji i Chaol robi coś czego nie powinien. Zaciekawiły mnie również, jak ja to nazwałam fillery, dotyczące czarownic, ale niestety później zaczęłam się nimi nudzić. Ogólnie to wszystko powoli zaczęło mnie nudzić. Najbardziej byłam rozczarowana wydarzeniami związanymi z Celeaną, bo robiła ciągle to samo - kłóciła się, ćwiczyła, nie wychodziło jej - i tak przez połowę książki. Dopiero pod koniec akcja z naszą główną bohaterką wystrzeliła jak petarda.

Naprawdę z ogromnym bólem serca muszę przyznać, że przez ponad połowę książki nudziłam się. Momentami aż zastanawiałam się czy na pewno sobie nie wmawiam tego, że mi się nie podoba, bo przecież pierwszą i drugą część kocham, więc jakim cudem trzeci tom może mi się nie podobać. I chociaż serce chce jedno, to rozum mówi drugie i naprawdę żałuję, że nie mogę powiedzieć, że oszalałam na punkcie Dziedzictwa ognia. Podejrzewam, że to wszystko przez to, że autorka rozdzieliła Celaene od Doriana i Chaola i gdyby cała trójka pozostała w jednym miejscu, to bardziej by mi się to podobało, bo brakowało mi przekomarzań między Celaeną i Dorianem.

Niemniej jednak nie uważam, że Dziedzictwo ognia to zła książka. Jest ona inna niż poprzednie części przez to, że mamy jeszcze więcej szczegółów dotyczących świata, który tworzy Sarah J. Maas. I mimo, że uwielbiam grubaśne tomy, to dla mnie była ona nieco rozciągnięta i gdyby została nieco skrócona, to może szybciej by mnie się ją czytało, może bardziej bym doceniła ją. Całe szczęście ten tom w ogóle mnie nie zniechęcił do książek Sarah J. Maas i z niecierpliwością czekam na jej kolejne powieści, a w szczególności na kontynuacje serii Szlany tron, dlatego że zakończenie było tak okrutnym cliffhangerem, że chciałabym wiedzieć co się dalej wydarzy. Zanim jednak nabędę Królową cieni, to swoją głowę zajmę Dworem cierni i róż.

Komentarze