"Mistrz" Katarzyna Michalak + videorecenzja

wyd. Filia

Jakiś czas temu, gdy poszukiwałam i zapytałam Was o ciekawych polskich autorów, w komentarzu ktoś napisał mi, abym przeczytała Mistrza Katarzyny Michalak. Później sprawdziłam ocenę tej książki na lubimyczytać i tym bardziej byłam zaciekawiona, bo była naprawdę wysoka. Jednak to co otrzymałam, a na co liczyłam całkowicie się różniło.

Sonia, która niedawno sprowadziła się do Warszawy na studia, jest światkiem jak facet popełnia samobójstwo strzelając sobie z pistoletu w głowę. Pech chce, że gangsterzy, który czyhali na tego faceta, znajdują w jej plecaku Złoty Pył - nowy narkotyk, który niedługo ma zawojować cały świat. Szef mafii porywa dziewczynę i staje się ona jego zakładniczką. Czy Soni uda się uciec z rąk kryminalistów???

Gdy nastał szał na książki erotyczne po tym jak do głosu doszedł Grey z jego zamiłowaniem do BDSM, wiele autorek (bo chyba nie widziałam takiego rodzaju książki napisanej przez mężczyznę) chciało pokazać, że też potrafią napisać powieść erotyczną na miarę E.L. James. Niestety i na naszym polskim rynku wydawniczym nie obyło się bez autorki, która chciała sprawdzić się w tym gatunku literackim, a jest nią Katarzyna Michalak.

Mistrz to nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki Poczekajki. Do tej pory miałam okazję przeczytać jej cztery książki i dość miło ją wspominałam, ponieważ były to lektury niezobowiązujące, przyjemne w odbiorze, bo napisane prostym językiem, trochę schematyczne, ale w gruncie rzeczy fajne kobiece czytadła. Jednak to, bo książką się tego nazwać nie da, to jest istną tragedią!!!

Zawsze gdy czytam książkę staram się znaleźć choć jeden pozytyw jej, a tutaj kompletnie nic nie znalazłam co mi się podobało. Jest tak wiele minusów tej powieści, że aż nie wiem od czego zacząć, więc może od tego co jest najbardziej widoczne dla oka, czyli okładki.

W czasie, gdy Mistrz był wydawany to jak zobaczyłam tę okładkę to aż dziwiłam się, że nie gości na niej napis Księżyc w nowiu. Nie wiem czy był to zabiec celowy, aby zrobić łudząco podobną okładkę do bestselleru Stephenie Meyer po to, by przyciągnąć dojrzalsze czytelniczki Zmierzchu. Chociaż gdybym miała patrzeć tylko na okładkę to z góry by ta książka była przegrana.

Kolejną złą rzeczą w tej książce jest fabuła. Albo raczej jej brak. Autorka chyba naoglądała się za dużo filmów akcji, bo chyba coś właśnie takiego chciała stworzyć w swojej książce. Tylko, że ona jeszcze do tego chciała dołączyć nutkę erotyzmu, która jak głosi wydawnictwo "nie przekracza granic dobrego smaku". Do tych scen i dobrego smaku zaraz dojdę, najpierw zajmijmy się akcją.

Jako, że zdaje mi się wszystkie książki pokroju Greya mają w sobie schemat "niedoświadczona dziewczyna zakochuje się w bogatym, przystojnym facetem", tak Katarzyna Michalak chyba chciała być bardziej kreatywna, więc stwierdziła, że w jej historii nie tylko będzie romans i dużo seksu, ale też tajemnica, gangsterzy, dużo krwi, brutalności i cuda nie widu z filmów sensacyjnych albo seriali kryminalnych. Z każdą kolejną stron zastanawiałam się z jakiego filmu ona brała swoje pomysły, bo gdzieś już to było. I cały czas czekałam na moment, gdzie wkracza Liam Neeson i mówi "I will find you and I will kill you". Opisy akcji były tak biedne, że aż śmiech bierze, wiele rzeczy wyskakiwało jak Filip z konopi i było nielogiczne. Ok. To jeszcze można wybaczyć, bo ten kto czyta książki Katarzyny Michalak wie, że specjalizuje się ona w bardziej obyczajowej treści.

Sceny erotyczne... To dość delikatne słowo na sceny z seksem. Ta książka to było istne porno! Nie mam problemu z czytaniem książek, gdzie ludzie uprawiają miłość z większą lub mniejszą gwałtownością. Nawet oglądając filmy czy seriale takie sceny mi nie przeszkadzają. Ba, powiem nawet, że daję radę wytrwać przy produkcjach HBO, gdzie za przeproszeniem co chwilę się "dupczą" i przeczytałam Pięćdziesiąt twarzy Greya, a on przecież lubił na ostro. Jednak przy Mistrzu igraszki Greya w czerwonym pokoju to była dziecinna gra niedoświadczonego faceta. W tej książce sceny erotyczne przekraczają granice dobrego smaku, że aż brak na to skali. Przy każdej takiej scenie krzywiłam się i nie raz zbierało mi się na wymioty, bo tak to było obrzydliwe. Zero namiętności, zero romantyzmu i nawet zwierzęta robią to delikatniej.

Jeśli zaś chodzi o bohaterów, to oni już są kompletną porażką i największym minusem. Zacznijmy od Soni, która została porwana przez przystojnego, czarnookiego Raula. Facet trzyma ją w wspaniałej willi jako zakładniczkę, a ona zamiast za wszelką cenę uciekać zakochuje się w swoim oprawcy. Tę dziewczynę trzeba wyleczyć z syndromu sztokholmskiego, a przy okazji nauczyć, żeby nie była tak naiwna jak jest. I dlaczego, ach dlaczego musi być ona dziewicą. Rozumiem, że w tych czasach dziewictwo to coś egzotycznego, ale czemu wszyscy autorzy muszą w takich książkach umieszczać dziewice. Come on! Kompletnym przeciwieństwem Soni jest Andżelika. Już na sam widok jej imienia było mi niedobrze. Ta dziewczyna nie zna granic i nie myśli o niczym innym poza seksem. Ona przeleci wszystko co się rusza, gdyby mogła to nawet krzesło. Każdy facet jest obiektem seksualnym i wyobraża sobie co z nim by robiła. I te jej popłakiwania, gdy zdarzał się ktoś kto nie chciał iść z nią do łóżka. Brak mi słów na nią.
Faceci też byli nie lepsi. Raul, głównodowodzący tego wszystkiego, ma jakieś problemy ze sobą, nie stroni od agresji i autorka kompletnie nie zadbała o to, żeby go dobrze przedstawić. Ciągle było powtarzane, że to przez coś co miało miejsce w przeszłości, ale gdzie ta przeszłość? Mi nie wystarczy jedno zdanie na koniec książki. To mogłaby być najciekawsza postać nad którą można by było zagłębiać psychologicznie, a tak jest rozwodniona papka. Vini, brat Raula to facet pokroju Andżeliki, więc nic dziwnego, że przypadli sobie do gustu. Młodszy braciszek, który od zawsze chciał być taki jak Raul jest kompletnym idiotą. Chciał być mastermindem w intrygach, a jedyne co wywoła u mnie to śmiech i obrzydzenie. Paweł, przyjaciel Raula, był chyba jedną z normalniejszych postaci, ale też jak każdy facet myślał o jednym, tyle że z mniejszą częstotliwością.

Każda postać została zarysowana byle jak, informacji na ich temat jest jak na lekarstwo, a gdyby trochę nad nimi posiedzieć i zadbać o ich osobowości, to byłyby mocne plusy dla tej książki i nawet brak tej akcji by aż tak bardzo nie przeszkadzał.

Przy zakończeniu miałam już dość, że gdy autorka przedstawiła to całe rozwiązanie, to aż nie mogłam opanować śmiechu. Tam znalazły się wszystkie możliwe rozwiązania z filmów, książek sensacyjnych i co najlepsze zostało to umieszczone na kilku stronach. 

Gdybym miała wybrać czy chcę czytać każdego miesiąca Pięćdziesiąt twarzy Greya, czy po raz drugi przeczytać Mistrza, bez wahania odpowiedziałabym, że wybieram pierwszą opcję. Książka była okropna. Zmuszałam się do jej skończenia. Tyle ile przekleństw wypowiedziałam przy tej książce to nawet przy Blond gejszy tak nie klęłam. Liczyłam na to, że szybko mi pójdzie z jej przeczytanie, ale strasznie się męczyłam, a to jest dziwne, bo w głównej mierze znajdują się w niej dialogi, a opisy są dość krótkie. Skończenie jej zjadło mi dużo nerwów i nie chcę widzieć jej na oczy.

Katarzyna Michalak chcąc pokazać też ona też potrafi, że Polska nie może pozostać uboga w polskiego "Greya" i chyba stwierdziła, że musi być to coś dużo lepszego, jednak Mistrz to przechodzenie z skrajności w skrajność. Akcja sięga dna, a porno jest tak mocne, że aż nie da się czytać.

NEVERMORE!!!!



FACEBOOK | INSTAGRAM | TWITTER | YOUTUBE


Komentarze