"Świat według reportera. Japonia" Piotr Kraśko

wyd. National Geographic

Już od dłuższego czasu jestem zakochana w Azji, aktualnie moje serce biegnie bardziej w kierunku Korei Południowej, ale Japonia nadal znajduje się w kręgu największych zainteresowań. Dlatego też zawsze chętnie sięgam po każdą książkę, która albo w tytule ma coś związanego z tym krajem albo akcja jest w nim osadzona. Jednym słowem: obsesja!

Na tę małą książeczkę z serii Świat według reportera natrafiłam na promocji. Widząc, że została ta książka wydana nakładem National Geographic liczyłam na to, że będzie to genialna pozycja, napisana cudownym językiem i sprawiająca, że znienawidzę autora za to, że on tam był, a ja nie. Niestety bardzo się zawiodłam.

Autorem książki jest Piotr Kraśko, dziennikarz TVP. Teraz możliwe, że ujawni się moja ignorancja, ale bardzo niewiele wiem o tym panu. Nie wiem czy on prowadził Wiadomości czy jest jedynie reporterem czy może coś innego robił. Chyba go kiedyś widziałam w programie u Kuby Wojewódzkiego, a może go po prostu z kimś innym mylę.

W głównej mierze książka składa się z reportaży powstałych po tym jak w 2011 roku tsunami uderzyło w Kraj Kwitnącej Wiśni. Gdy już ten temat jest w miarę zakończony autor dorzuca jeszcze różne ciekawostki związane z tym krajem jak np. historyjka o psie Hachiko czy obsesją Japończyków na punkcie Davida Beckhama.

Chociaż książka ma dziewięćdziesiąt cztery strony to okropnie ciężko mi się ją czytało. Była jakaś taka niespójna. p. Kraśko przeskakiwał z myśli na myśl i można było się pogubić, w tym o co mu chodzi. Do tego parę razy zdarzyło mi się powtórzyć to co już wcześniej mówił, co było lekko irytujące. Ale to co najbardziej mnie denerwowało to były porównania Japonii do innych krajów. Najczęściej dziennikarz mówił tutaj o Stanach Zjednoczonych.

W tej książce zabrakło mi prawdziwego reportaża, gdzie dziennikarz opisywałby obrazowo to co dzieje się w Japonii podczas tragedii jaka ich spotkała. Miałam też wrażenie, że dziennikarz chciał się pochwalić swoją wiedzą o innych krajach, bo tak naprawdę nic nie wiedział o kraju, w którym się znalazł i najzwyczajniej lał wodę, jak student podczas egzaminu, do którego się nie przygotował. Do tego niemalże każda japońska nazwa została z polszczona w pisowni. Nie lubię jak coś takiego jest stosowane w książkach, jak już została użyta obca nazwa to chcę wiedzieć jak się ją w oryginale pisze, ewentualnie w adnotacjach powinno się zawrzeć jak ją się czyta i co oznacza.

Bardzo nie lubię pisać źle o książce, ale ta pozycja bardzo mnie zawiodła. Kraj, który kocham i chciałabym zobaczyć tutaj został zaniedbany i niezbyt ciekawie pokazany. I aż ciężko mi uwierzyć, że zostało to wydrukowane przez National Geographic.



Komentarze

  1. Bardzo zachęcające! Aczkolwiek z funduszami na książki ostatnio u mnie słabo :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.

Komentarze typu: "obs za obs", "kom za kom", "fajny blog. zapraszam do mnie" czy "wpadnij do mnie na konkurs" będą uznawane za spam, a co za tym idzie będą kasowane!